Jubileusz Ogólnopolskiego Telefonu Zaufania „Narkotyki Narkomania”
Telefon Zaufania „Narkotyki Narkomania” działa już 10 lat. Przez ten czas odnotowano w nim blisko 15 tys. rozmów. Stabilność pracy telefonu gwarantują środki finansowe, które pochodzą z budżetu Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Dlatego często, szczególnie w weekendy, osoby dyżurujące słyszą od rozmówców, że był to jedyny numer, po wybraniu którego ktoś podniósł słuchawkę.
Pierwsze koty za płoty
Dziesięć lat temu, 20 listopada 2000 roku, o godz. 16.00, rozpoczął się inauguracyjny dyżur Ogólnopolskiego Telefonu Zaufania „Narkotyki Narkomania”. Jak można przeczytać w założonym pierwszego dnia i prowadzonym cały czas „Dzienniku pokładowym” Telefonu, do godz. 21.00 zadzwoniło sześć osób, w tym ostatnia o 20.50, i rozmowa przeciągnęła się do 21.20, czemu dyżurna sprostała w świeżym poczuciu misji. Od razu pojawiły się różnorakie wątpliwości: a to co do prawidłowości zastosowanych rozwiązań prawnych w przypadkach opisywanych przez klientów, a to co do istoty opisywanej przez matkę substancji znalezionej w pokoju syna itd. Kolejne dyżury mnożyły te wątpliwości, a jednocześnie prężny ośmioosobowy zespół szybko tworzył swój warsztat pracy: uzupełniał bazę danych, zdobywał i dzielił się informacjami, a jednocześnie… skarżył się na nudę. No bo bywało, że telefonów było jeden, dwa, albo wcale. „Co ja będę pisała, jest 19.00 i cisza — jak w polskim filmie, i ani śladu drogi na Ostrołękę”. Ale już następnego dnia inna dyżurna ma jeden telefon za drugim i nie nadąża wypełniać tabelki, czyli krótkich zapisów rozmów, na podstawie których można było wykonać statystykę, a nawet pokusić się o analizę zgłaszanych przez klientów problemów. Jednak przestoje były bardzo irytujące, świadczyły o niewykorzystanym potencjale i mobilizowały do intensywnych starań o rozpropagowanie naszego telefonu w możliwie największej ilości mediów. Starania te dały rezultaty, frekwencja stopniowo rosła: liczba 2,6 rozmów dziennie w pierwszym miesiącu po niespełna roku podwoiła się, lecz do dziś nie ma żadnej regularności, może oprócz jednej — telefon dzwoni częściej po weekendach i po świętach. Z czasem dyżurni się do tego przyzwyczaili, a rozwój internetu nie pozwala na nudę.
Zespół się szkoli
Z naszym telefonem nie byliśmy pierwsi. Już w 1986 roku powstało, z potrzeby rodziców, których dzieci sięgały w latach 80. po narkotyki — Pogotowie Makowe — telefon zaufania dla rodzin, początkowo z terenu Warszawy, a w końcu o zasięgu ogólnopolskim, który prowadzony był przez wiele lat na zasadzie wolontariackiej. Jest to wielce zasłużona instytucja, działająca do dziś w ramach Stołecznego Oddziału Towarzystwa Rodzin i Przyjaciół Dzieci Uzależnionych „Powrót z U”, z której doświadczeń, szczególnie w zakresie zbierania i rejestrowania danych, chętnie korzystał również nasz telefon.
Nie jesteśmy dla siebie konkurencją, zapotrzebowanie na wsparcie telefoniczne jest i będzie spore. Ale wracając do początków: nagle okazało się, że mimo iż wszyscy dyżurni zajmują się „z urzędu” przeciwdziałaniem narkomanii, to, niestety, mają „podstawowe braki w wykształceniu”, gdyż nie wiedzą, ile kosztuje działka amfetaminy i jak się ją odmierza, a o to pytają często zdezorientowani rodzice, którzy podali też kiedyś listę odczynników chemicznych z zapytaniem, czy przy ich pomocy można wyprodukować narkotyk, bo kolega syna takie posiada. Nie zajmowaliśmy się jednak tego rodzaju instruktażem. Staraliśmy się natomiast wytłumaczyć, że opieka matczyna nie polega na tym, że gdy dorosły syn gotuje w domu „kompot”, to matka daje mu pieniądze na składniki i dziwi się, że nie chce się leczyć. Były to czasy, gdy trafiały się jeszcze tak proste sytuacje.
Zespół się szkolił. Na początku korzystając z superwizji najbardziej doświadczonych ekspertów z Polskiego Towarzystwa Pomocy Telefonicznej mdash; Marka Ignaczaka i Adama Kłodeckiego, a następnie pogłębiając swoją wiedzę o mechanizmach uzależnienia i współuzależnienia, funkcjonowaniu rodziny, w której ktoś (zwykle dziecko) sięga po narkotyki, prowadzeniu trudnych rozmów — pod kierunkiem Ewy Czarneckiej z Centrum Pomocy Rodzinie Towarzystwa „Powrót z U”. Na temat działania samych substancji psychoaktywnych szkoliła nas Karina Chmielewska mdash; ordynator oddziału detoksykacyjnego z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. Niezapomniane było szkolenie na temat skutków nadużywania przez młodzież anabolików, przeprowadzone przez trenera związanego z AWF mdash; Pawła Wronę.
Zapuszczamy żurawia w polską scenę narkotykową
Statystyczne podsumowania za rok 2001 — pierwszy pełny rok działania naszego telefonu mdash; wyraźnie ujawniły charakterystykę naszych rozmówców, która z niewielkimi odchyleniami utrzymuje się nadal: 2/3 z nich stanowiły kobiety, przeważnie (w 75%) matki biorących dzieci. Wśród mężczyzn również przeważali ojcowie (w 60%). Z własnym problemem narkotykowym dzwoniło zaledwie 13% rozmówców. Wyodrębniliśmy też kategorię „obserwatorów” mdash; czyli osoby spoza rodziny, które z różnych względów zawodowych, prywatnych weszły w orbitę problemów narkotykowych (sąsiad, nauczycielka, koleżanka z pracy matki narkomana). Takie osoby stanowiły ponad 16% dzwoniących w pierwszym roku pracy Telefonu.
Informacja o miejscu skąd dzwonił rozmówca, którą w większości przypadków udawało nam się uzyskać (tylko wtedy można było wskazać miejsca profesjonalnej pomocy), pozwalała na wyodrębnienie trzech skupisk problemów narkotykowych: Warszawa i jej aglomeracja, województwa zachodnie, ze szczególnym wskazaniem na lubuskie, oraz województwo śląskie. Ta geografia pokrywała się z wynikami badań epidemiologicznych, przy czym w pierwszym roku działania Telefonu przeważająca większość połączeń pochodziła z dużych miast.
Dane powyższe, choć ciekawe, nie odzwierciedlały jednak w sposób zadowalający bogactwa informacji na temat sceny narkotykowej, jakie docierały do nas za pośrednictwem telefonu z całej Polski. Dlatego, po konsultacjach z Pogotowiem Makowym, postanowiliśmy rozszerzyć zakres zbieranych informacji. Zaczęliśmy zapisywać dane nie tylko o rozmówcach, ale również o użytkownikach narkotyków, których rozmowa (przeważnie z rodziną) dotyczyła. Nie jest to trudne, skoro dzwoniący zwykle z własnej potrzeby dokładnie opisują to rodzinne utrapienie. Oprócz płci zostały wprowadzone trzy kategorie wiekowe: do lat 16 , między 16. a 18. rokiem życia i powyżej lat 18. Zaczęliśmy też odnotowywać substancje, których używają bohaterzy naszych rozmów. Innowacja wprowadzona została w maju 2002 roku, zatem pierwszym rokiem, jaki można było podsumować w całości pod kątem nowych informacji, był rok 2003. Okazało się, że spośród tych osób, które same mówiły o swoim problemie, bądź o ich problemie się mówiło, blisko 60% było ludźmi dorosłymi, którzy ukończyli co najmniej 18 lat, 27% mieściło się pomiędzy 16. a 18. rokiem życia, a małolaty poniżej 16. roku życia stanowiły niecałe 14%.
Wśród substancji, których nazwy padały najczęściej, dominowały marihuana i syntetyki, heroina wymieniana była cztery razy rzadziej niż te specyfiki razem wzięte. 12% rozmów dotyczyło innych środków, takich jak: kleje, leki, sterydy, alkohol oraz zaburzeń psychicznych, przemocy w rodzinie, samotności, HIV/AIDS. W tym czasie Telefon na tyle zwiększył swoją popularność, że pojawiły się stałe klientki, zjawisko to trwa do dziś i znane jest każdemu telefonowi zaufania. Osoby te potrafią okresowo dzwonić kilka razy na tydzień w kwestiach niezupełnie związanych z zażywaniem jakichś substancji. Jest to sprawa delikatna, bo telefon zaufania nie jest kozetką terapeuty, lecz starania zmierzające do zachęcenia rozmówcy do skorzystania z pomocy specjalistycznych placówek, zwykle nie dają rezultatu. Większość po zażegnaniu kryzysu życiowego związanego np. z rozwodem, rozpoczęciem studiów, trudnościami z dorastającymi dziećmi mdash; znika, nieliczne zostają, choć z czasem dzwonią zdecydowanie rzadziej.
Dane, które udaje się uzyskać od ok. 80% rozmówców, nie stanowią dowodu o znaczeniu badawczym, jednakże są ciekawym potwierdzeniem wyników analiz spełniających kryteria naukowe, wzbogaconym o czasem bardzo soczyste opisy życiowych przypadków przechowywane w „Dzienniku pokładowym”.
Siła społecznej kampanii
Z roku na rok frekwencja w Telefonie rosła, by osiągnąć jak na razie swoje apogeum w roku 2005. Był to rok zainicjowanej przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii społecznej kampanii „Bliżej siebie, dalej od narkotyków”, skierowanej do rodziców i opiekunów młodzieży sięgającej po środki psychoaktywne. Telefon był jednym z narzędzi kampanii. Jego numer widniał na wszystkich materiałach promujących akcję. Dla zwiększenia dostępności, na trzy kampanijne letnie miesiące uruchomiono dodatkowe stanowisko telefoniczne. Dzięki temu w tym okresie frekwencja wprawdzie się nie podwoiła, ale wzrosła o połowę, odbierano po kilkanaście telefonów w ciągu dyżuru. W skali roku wzrost wynosił 1,5 rozmowy dziennie w stosunku do „niekampanijnego” roku poprzedniego. Co ciekawe, kampania sprawiła, że liczniej dzwoniły do nas osoby bezpośrednio niezwiązane z problemem, a jedynie sprowokowane nagłośnieniem medialnym tematu, można powiedzieć mdash; przedstawiciele opinii publicznej. Częściej niż zwykle dzwonili też mężczyźni, znacznie częściej poruszano problemy związane z marihuaną. Trend ten i zainteresowanie Telefonem utrzymywały się do końca roku. Przez następny rok mdash; 2006, kampania była kontynuowana, ale już bez uruchamiania dodatkowych mocy, mimo to frekwencja w miesiącach letnich przekraczała sześć telefonów dziennie.
Od 2007 roku dał się jednak odczuć wyraźny spadek liczby telefonów. Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy w niedostatecznej — na skutek braku medialnej kampanii — promocji Telefonu, pytaliśmy rozmówców, skąd znali nasz numer. Okazało się, że źródła informacji były bardzo liczne: od ulotek pobieranych w miejscach publicznych (szkoły, przychodnie, pomoc społeczna, parafie), poprzez najróżnorodniejsze czasopisma (tabloidy, fachowe pisma medyczne, poradniki farmaceutyczne, codzienna prasa), po książkę telefoniczną i internet. Te dwa ostatnie źródła wymieniane były najczęściej. Świadczyło to o sporej dostępności informacji o numerze naszego telefonu i można było spokojnie stwierdzić, że ten kto szuka, ten znajdzie.
Przekonaliśmy się więc po raz kolejny, że siła kampanii medialnych polega na tym, że trafiają również do osób, które specjalnie nie szukają, a jednak potrzebują rozmów o problemach narkotykowych. Bez nich frekwencja w Telefonie spadała, ale mogły być też tego i inne przyczyny. Po pierwsze, w międzyczasie powstało sporo lokalnych telefonów zaufania, które stały się dla nas zdrową konkurencją, a po drugie, dane epidemiologiczne właśnie zaczęły wskazywać, że rozwój problemu jakby stracił na dynamizmie.
Z dzieckiem w tle
Przez wszystkie lata działania Telefonu proporcje pomiędzy dwoma podstawowymi narkotykami zażywanymi przez osoby dzwoniące z własnym problemem, bądź będące przedmiotem rozmowy, utrzymywały się na podobnym poziomie: marihuanę zażywało ok. 38-40% osób, a syntetyki ok. 32-35%. Heroinę początkowo wymieniało ok. 15% rozmówców, reszta substancji oraz inne problemy zgłaszane w Telefonie stanowiły 10-12%. W roku 2006 pierwszy raz kategoria „inne” (środki odurzające, sprawy) przewyższyła o 1% problemy związane z zażywaniem heroiny.
Trend ten utrzymywał się w latach następnych. Liczba rozmów o heroinie malała, wzrastała za to kategoria tzw. inne. Żaden problem nie wybijał się jednak na pierwszy plan, choć częściej niż w latach poprzednich rozmowy dotyczyły kokainy.
Z biegiem lat sięganie po narkotyki stało się również problemem małych miejscowości. Czasem w Telefonie słyszało się: u nas na wiosce w każdym domu jest narkoman.
Wśród użytkowników substancji psychoaktywnych, o których uzyskano informację o wieku, systematycznie zaznaczał się wzrost liczby osób dwudziestokilkuletnich i starszych.
Upływ czasu powodował, że z młodzieży eksperymentującej z narkotykami na początku dekady wyłaniała się coraz większa grupa młodych dorosłych mających poważne problemy życiowe (2003 rok — 59%, 2008 rok — 70% populacji bohaterów rozmów). Rozmowy toczą się więc nie tylko z rodzicami czy rodzeństwem, ale również dzwonią żony czy partnerki, coraz częściej w tle płacze lub gaworzy dziecko.
Z drugiej strony kłopoty wywołane przyjmowaniem środków odurzających zgłaszano w stosunku do coraz mniejszej grupy nieletnich (2003 rok — 14%, a w 2008 roku ok. 9% populacji bohaterów rozmów). Wskaźnik ten jednak w 2009 roku nieznacznie wzrósł. Stało się to prawdopodobnie za sprawą coraz częściej pojawiających się w Telefonie nowych środków odurzających, będących w dodatku w legalnym obrocie mdash; dopalaczy. Łącznie przez 10 lat pracy Telefonu odnotowaliśmy blisko 15 tys. rozmów, co stanowiło średnio 4 rozmowy w ciągu dyżuru.
Kolega zażył „tajfuna” i odlatuje
Prawdziwą inwazję telefonów związanych z dopalaczmi przeżyliśmy jednak dopiero w roku 2010, i przysporzyło nam to wielu trudności. Po pierwsze, ciężko było nadążyć ze zdobywaniem informacji o nowych, pojawiających się na rynku środkach odurzających i w ten sposób dyżurny znajdował się w bardzo niekomfortowym położeniu, gdy nie mógł nawet w przybliżeniu określić, co mogło zażyć dziecko dzwoniącego, zrozpaczonego rodzica, i jak działa ta substancja. Coraz wymyślniejsze nazwy specyfików są w dodatku (najpewniej w samym zamyśle) bardzo mylące. Pojawiła się na przykład na rynku kierowana specjalnie do najmłodszych „biała tabaka” mdash; biały proszek z mentolem do wciągania przez nos — niby nic, a ile radości dla 12-latka, który pragnie jak stary „zażyć tabaki”.
Następną przeszkodą w udzieleniu fachowej porady stał się fakt, że dostępne w aptekach testy nie obejmują nowych substancji, więc trudno je polecać. Legalność dopalaczy stwarzała ponadto bardzo skomplikowane sytuacje moralno-prawne, co ilustruje przypadek pewnego 18-latka, który zakupił trzy działki dopalacza w legalnym sklepie przy głównej ulicy miasta, a następnie poszedł do parku z dwojgiem nieco młodszych od siebie przyjaciół. Zapalili nowy towar, ale nieoczekiwanie dla nich dymek o podejrzanym zapachu dotarł do przechadzających się nieopodal stróżów prawa. Rezultat? Zrozpaczona, dzwoniąca do nas w niedzielę matka, bo chłopak drugi dzień siedzi w areszcie, oskarżony o posiadanie i udzielanie nieletnim nielegalnych substancji odurzających. Co z tego, że myślał, że są legalne, paragonu nie wziął. Nawet jednak gdyby wziął, niewiele by mu to pomogło.
Jak już nieraz pisano, użytkownicy nowych wynalazków (bo handel w różnych formach się nie skończył) są przez ich producentów traktowani jak króliki doświadczalne, stąd też takie dramatyczne rozmowy:
— Kolega zażył „tajfuna” i odlatuje.
— Czy nie o to mu chodziło?
— No tak, ale on mdleje!…
— To proszę natychmiast zadzwonić po pogotowie! [połączenie przerwane…]
Meandry polityki narkotykowej i ich ofiary
Zdarza się, że sprawy, z którymi dzwonią nasi klienci, ukazują różne dramatyczne przypadki, gdy nieuzasadnione podejrzenie o narkotyki jest źródłem upokorzeń lub manipulacji. Można tu przytoczyć dwie sytuacje: mąż policjant częstuje żonę ciastem z marihuaną, a następnie aranżuje przebadanie jej na obecność narkotyków (była na przepustce ze szpitala), wszystko po to, by skompromitować ją przed sądem podczas sprawy rozwodowej i pozbawić ją opieki nad dzieckiem.
W innym przypadku młoda dziewczyna w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia mdleje będąc na nartach. Na pogotowiu bez uprzedzenia robią jej test na obecność narkotyków, i wychodzą opiaty, gdyż przed wyjściem na stok jadła kutię, która została z wigilii. Policja spektakularnie przeszukuje (bez rezultatu) jej pokój w pensjonacie, który dzieli z koleżanką oraz powiadamia rodziców, pomimo że dziewczyna jest pełnoletnia.
Tym i podobnym zdarzeniom sprzyjał represyjny zapis ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii o karaniu za posiadanie każdej ilości nielegalnych substancji odurzających.
Wśród stałych klientów dzwoniących do nas w ostatnich latach pojawiły się osoby uzależnione od heroiny. Rysuje się wśród nich dramatyczny podział na tych, którzy korzystają z programu substytucyjnego i mimo różnych dolegliwości w miarę normalnie funkcjonują, i tych, którzy z racji swego miejsca zamieszkania do takiej terapii dostępu nie mają. Ich życie to pasmo szarpaniny pomiędzy kolejnymi próbami abstynencji i dotkliwymi porażkami na tym polu. Telefon to wprawdzie dla nich jakieś koło ratunkowe, ale nie zastąpi należnej oferty terapeutycznej, której władze samorządowe im odmawiają w imię sztywnych dogmatów lub z powodu zwykłej ignorancji.
Telefoniczne więzi
Wprawdzie od początku istnienia Telefonu mieliśmy kontakt z przedstawicielami Polskiego Towarzystwa Pomocy Telefonicznej (PTPT), jednak z kolegami dyżurnymi z innych telefonów zaufania z całej Polski zetknęliśmy się dopiero w roku 2007, na szkoleniu organizowanym przez Fundację ETOH, które co roku jest kontynuowane dzięki m.in. dofinansowaniu ze środków Krajowego Biura. Fakt ten pozwala umieszczać w programach spotkań tematy związane z narkotykami. Od 2009 roku jeździmy też na jesienną konferencję organizowaną corocznie przez PTPT w Sopocie. Spotkania te pozwalają na poznanie pracy, sposobu zorganizowania, zasad panujących w innych telefonach, możemy się też przekonać, jak wiele osób różnych profesji poświęca często bezinteresownie swój czas na pomoc telefoniczną, czerpiąc z tego osobistą satysfakcję.
Pomoc świadczona w telefonach zaufania to wciąż niedoceniany, permanentnie niedofinansowany segment opieki zdrowotnej, dzięki której wiele osób odzyskuje równowagę psychiczną. Można przypuszczać, że wiedza o problemach społecznych i zdrowotnych, gromadzona w sposób anonimowy w telefonach zaufania, która może nigdy nie trafia do placówek profesjonalnych, mogłaby być inspiracją do doskonalenia oferty pomocy społecznej i opieki zdrowotnej, zwłaszcza w zakresie zdrowia psychicznego. Atutem naszego Telefonu jest jego stabilność, zapewniona dzięki środkom Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii.
Dlatego często, szczególnie w weekendy, słyszymy, że był to jedyny numer, po wybraniu którego ktoś podniósł słuchawkę. Staramy się wtedy pomóc w sprawach rodzinnej przemocy i lękach samotności oraz doradzić w sercowych kłopotach. Czujemy się jak marynarz na wachcie w ciemną noc, nawiązujący kontakt z innymi statkami, których światła pojawiają się niewyraźnie na horyzoncie.