Siła Dialogu Motywującego
Rozmowa z Robertem Rejniakiem, specjalistą psychoterapii uzależnień, pedagogiem, ekspertem Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii przy Ministerstwie Zdrowia, od 1995 roku kierującym oddziałem Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii w Bydgoszczy, a od 2002 roku wiceprezesem Zarządu Głównego PTZN.
„Lepiej zapobiegać niż leczyć”. Z tą tezą chyba każdy się zgodzi. Okazuje się jednak, że wolimy inwestować – zarówno w skali jednostkowej jak i społecznej – w uporanie się z uzależnieniami od alkoholu, narkotyków, hazardu itp. niż zapobiegać tym uzależnieniom.
Nie wiem czy każdy, ale ja się zgadzam. Być może ta dysproporcja jeśli chodzi o inwestowanie opiera się na tym, że trudno wierzyć w skuteczność profilaktyki, gdyż w Polsce jest jeszcze niewiele programów, których efektywność jest udokumentowana. Profilaktyka to nie tylko konkretne ukierunkowane oddziaływania programów, ale też wychowanie całego pokolenia w określonych postawach normatywnych wobec korzystania z używek czy innych „dóbr” cywilizacji mogących doprowadzić do uzależnienia. Tu należy spojrzeć na każdy dom, na każdą rodzinę – co z niej dziecko zabiera w okres dorastania, a później przenosi w dorosłe życie. Ale to temat rzeka, więc pewnie wrócimy do tego przy kolejnej okazji.
Jeżeli dom zawodzi pozostaje profilaktyka organizowana przez szkołę. Czym różnią się znane wszystkim szkolne pogadanki na temat szkodliwości picia alkoholu od profilaktyki selektywnej?
Od lat już wiadomo, że pogadanki są nieskuteczne i w ogóle nie należy nazywać tego profilaktyką. Jeśli już to ewentualnie jest to edukacja … prozdrowotna. I tym przecież mogą zajmować się nauczyciele i wychowawcy podczas godzin wychowawczych lub nawet na każdej lekcji, kiedy ten temat się pojawia. I w historii i w literaturze mamy przecież mnóstwo przykładów dotyczących alkoholizmu, hazardu czy nawet narkotyków.
Od razu przychodzi mi na myśl Dostojewski, Witkacy, Jerofiejew, Pilch…
I wiele innych nazwisk. Poruszanie przy okazji spraw prozdrowotnych nie wymaga nie wiadomo jakiej wiedzy ani godzinnego wykładu, ale 5-8 minut odniesienia się i wyrażenia swojego zdania na temat używek, bez moralizowania. Myślę, że sumując te minuty w ciągu roku szkolnego znalazłoby się wtedy kilka godzin, o których można by powiedzieć że były edukacją anty-uzależnieniową. Niestety wciąż uparcie niektórzy dyrektorzy i pedagodzy uważają, że jeśli wystąpi terapeuta lub trzeźwy alkoholik czy neofita na sali gimnastycznej przed czterema setkami uczniów to spłynie na nich magiczny wstręt do używek… W związku z powyższym, pogadanki nie mają nic wspólnego z profilaktyką selektywną. Jak w nazwie „selekcja” oznacza fakt, że odbiorca w tym przypadku zetknął się już z jakąś substancją, wie jak smakuje, jak działa, jakie daje efekty, jakie skutki. Czyli ma za sobą etap zaspokojenia zwykłej ciekawości i prawdopodobnie pojawił się w związku z używaniem pierwszy istotny problem, którym może być np. sam fakt przyłapania. Generalnie staje się to sytuacją mniej lub bardziej traumatyczną, kryzysem przejściowym…ale zawsze jakimś kryzysem.
Jeżeli byłabym w grupie wyselekcjonowanej do tej profilaktyki czułabym się naznaczona. Czy można jakoś zniwelować ten problem?
Wydawałoby się, że tak to wygląda ale uważam, że da się to zniwelować. Kiedy przygotowywaliśmy się do wprowadzenia programu wczesnej interwencji FreD goes net w naszym kraju, przeprowadziliśmy mnóstwo wywiadów, sondaży i badań ankietowych. Okazało się, że właśnie kiedyś osoby przyłapane na używaniu substancji były o wiele bardziej narażone na stygmatyzację dlatego, że kierowane były do poradni odwykowej, AA lub poradni narkotykowej – jako osoba z problemem. Przyłapany miał udać się tam, gdzie są uzależnieni.Za co? Za karę? Za wypicie piwa na wycieczce? To frustrowało, rodziło opór i bunt. Często rodzice zamiast współpracować, wspierali swoje dziecko w tym buncie, co tylko utrwalało stereotyp myślenia pod tytułem ”narkotyki – to nie moje dziecko”, przecież nie zafunduję mu kontaktu z zaawansowanymi narkomanami czy alkoholikami. Obecnie udział w programie profilaktyki selektywnej traktowany jest jako pomost, pomoc, adekwatna alternatywa, która dodatkowo może wpłynąć na postanowienie sądu rodzinnego czy złagodzenie konsekwencji. Nastolatek nie jest kierowany do instytucji, ale dostaje propozycję udziału w programie, w którym wezmą udział osoby będące w podobnej sytuacji, czyli „pechowcy”. No i co najważniejsze jest to propozycja, a nie nakaz i w takiej formie odbywają się spotkania z młodymi ludźmi. Oczywiście jeśli realizatorzy i partnerzy postępują zgodnie z założeniami programu. Nie znaczy to, że młodzież początkowo nie traktuje tego jako czegoś „strasznego”, ale już po pierwszej rozmowie z terapeutą z reguły w nastawieniu wiele się zmienia.
Wczesna interwencja FreD goes net jest odmianą profilaktyki selektywnej, której Pan jest pionierem – ma w Polsce już pewną historię. Proszę opowiedzieć o początkach wdrażania tego programu.
Cóż… rzeczywiście to już kawał czasu, od kiedy razem z koleżanką po fachu braliśmy udział w szkoleniu w Austrii, w ramach unijnego projektu, w którym uczestniczyło Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii (KBPN). W pilotażu wzięły udział dwa miasta: Bydgoszcz i Bartoszyce. Koordynatorem projektu w Polsce była Anna Radomska, która chyba miała nosa, że ten program ma szansę zafunkcjonować w naszych warunkach prawnych, społecznych i administracyjnych. Wracając do szkolenia dla realizatorów. Pamiętam, że w szkoleniu brali udział terapeuci z 14 europejskich krajów, mniej więcej po 2 osoby. Było dużo wątpliwości u wszystkich, jak to może wyglądać, jak 8 godzin zajęć może wpłynąć na człowieka i zmianę jego sposobu myślenia… Dziś wiem, że to możliwe i że klucz tkwi zarówno w konstrukcji programu, ale przede wszystkim w podejściu i metodzie jaką jest Dialog Motywujący. Tam też właśnie miałem swój pierwszy trening pracy Dialogiem…i kto by pomyślał że 6 lat później znów spotkam swojego pierwszego trenera dr Ralfa Dommela na Międzynarodowym Zjeździe Trenerów MINT w Krakowie i poznam twórców Motivational Interviewing prof. Millera i prof. Rollnicka.
A przez te sześć lat co się działo?
Warto zaznaczyć, że niemal 1,5 roku trwało przygotowywanie gruntu pod realizację programu w Bydgoszczy i dopiero wówczas ruszyły pierwsze grupy. Kilka miesięcy promocji, spotkań i szkoleń dla partnerów programu, policjantów, strażników miejskich, dyrektorów, pedagogów, kuratorów, służby zdrowia, sędziów i prokuratorów dało w końcu owoce – zawarte porozumienia i wreszcie start. Przez pierwszy rok wdrażania przeprowadziłem 10 cyklów grup. Już po pierwszej nabrałem pokory. Na bieżąco weryfikowałem ćwiczenia, dopasowywałem język do naszej mentalności, gdyż niestety niemieckie dosłowne tłumaczenie często wypaczało sens w odniesieniu do celów. Młodzież wymagała ciągłej uważności, koncentracji, ale potrafiła odwdzięczyć się za szacunek, empatię i nie bycie autorytetem ale moderatorem. Z grupy na grupę uczyłem się, doznawałem olśnień i poszerzania świadomości, co do mocy i narzędzi jakie wnosił ze sobą Dialog Motywujący. Pomimo takich samych scenariuszy, które w końcu poznałem na pamięć nigdy się nie nudziłem. Każda grupa była i jest nadal inna. Jeśli się w nią zaangażujesz, to nie może się nie udać. A zaangażowanie to pierwszy z procesów DM, bez którego nie ma reszty. Do dziś przeprowadziłem już ponad 50 grup, co prawda mam już w poradni godnych następców, ale nie daruję sobie aby kilka razy w roku nie poprowadzić zajęć. To doświadczenie pozwoliło też na wypracowanie rekomendacji dla wszystkich realizatorów programu w Polsce, aby można było mówić o jego sensowności i skuteczności. Rekomendacje są na stronie KBPN.
Trafiliście z programem na odpowiedni czas, miejsce i ludzi.
Niewątpliwie też do sukcesu upowszechnienia programu w Bydgoszczy przyczyniła się pozytywna postawa bydgoskiej Policji, później w Toruniu i w Nakle. To pomagało innym realizatorom otwierać drzwi do instytucji w innych miastach. Podobnie było z sędziami sądów rodzinnych, którzy czasami dzwonili z sali sądowej i przy przesłuchiwanym nieletnim mówili: „Panie Robercie chcemy dać szansę temu młodemu człowiekowi, czy znajdziecie miejsce w tym waszym programie dla niego ?” I za 10 min był telefon od nastolatka i na drugi dzień rozmowa. To miłe wspomnienia. Może Pani wierzyć lub nie, ale sporo z tych absolwentów jest dziś na studiach resocjalizacyjnych, stali się wolontariuszami, a i tacy skierowani przez policję w okresie gimnazjum są teraz w klasach licealnych o profilu mundurowym. Kolejnym ważnym punktem było wyróżnienie w 2010 Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego w konkursie „Rodzynki z pozarządówki” za innowacyjny program profilaktyczny dla młodzieży. Do dziś możemy nieprzerwanie liczyć na wsparcie Pełnomocnika Zarządu Województwa ds. Uzależnień, podobnie ma się UM Bydgoszczy. Co do współpracy z Policją, to ważne jest to, że zapanowało przekonanie i wiara w skuteczność programu FreD. Pamiętam jak w podsumowaniu 2012 roku: średnia ogólnopolska liczba skierowanych do programu z Policji wynosiła 6%, a w Bydgoszczy aż 38%. Na jednym ze spotkań podsumowujących realizację FreD policjanci stwierdzili, że ponad 90% osób, które ukończyły program nie pojawiło się już w policyjnych kartotekach. Reasumując początki Freda, to było naprawdę sporo roboty i wydeptywania ścieżek.
Jest Pan ekspertem Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii przy Ministerstwie Zdrowia ds. programów wczesnej interwencji w zakresie uzależnień. Jakimi dokonaniami możecie się poszczycić?
Słowo ekspert dość mocno zgrzyta w zestawieniu z zasadami Dialogu Motywującego, ale mimo to, bardzo mnie cieszy, że KBPN doceniło moje doświadczenie i zaangażowanie w upowszechnianie programu FreD w Polsce. Czasem wydaje mi się, że na temat programu Fred, jego wartości merytorycznej, czy oprawy organizacyjnej wiem chyba wszystko, ale nadal, raz po raz, coś mnie zaskakuje. Dzięki KBPN do dziś zostało przeszkolonych do realizacji programu ponad 150 osób, które realizują program w kilkudziesięciu miastach w kraju. Realizatorzy stanowią swego rodzaju wspólnotę, coś w stylu fanklubu Freda. Mamy ze sobą kontakt. KBPN wspiera wszystkich, ogłasza konkursy dotacyjne, organizuje superwizje, cykliczne szkolenia, wymianę doświadczeń, wypracowaliśmy rekomendacje i wytyczne dla jego prawidłowej realizacji. Biuro nieprzerwanie monitoruje realizację programu, prowadzi ewaluację i dba o jakość merytoryczną. To bardzo dyscyplinuje i potwierdza, że skuteczność programu jest tylko wtedy możliwa, gdy nie idzie się drogą na skróty.
Ma Pan wieloletnie doświadczenie w terapii uzależnień. Czy w statystykach różnego rodzaju uzależnień możemy doszukać się „signum temporis”, a jeżeli tak to z jakimi uzależnieniami będą kojarzyły się lata drugiej dekady XXI wieku?
Używki były, są i będą. Trwają wyścigi, jakie ekstrema znajdą popularność na rynku obok tradycyjnych. Mam tu na myśli dopalacze. Rozwojowy wydaje się też być problem uzależnień behawioralnych: hazard, gry komputerowe, Internet i inne. Niestety rozwój cywilizacji niesie ze sobą nowe zagrożenia – nabiera znaczenia cokolwiek, co pozwala oderwać się od zabieganej i często frustrującej rzeczywistości. Na szczęście większość ludzi potrafi znaleźć zdrowe sposoby na to oderwanie się.
Dziękuję za rozmowę.